Oferta

19 stycznia 2011

Zestaw do sushi

I nie tylko do sushi.
Kamionka, czarne szkliwo matowe.


W zestawie talerzyk, miseczka na sos sojowy, spodeczek na wasabi, czy inne glony i podstawka pod pałeczki w kształcie ptaszka .


Można myć w zmywarce.
Szkliwo oczywiście bezpieczne, przeznaczone do kontaktu z żywnością.


Dostępne dwa takie komplety. Dwa i pół.

Nietypowe zamówienie i co z tego wynikło

Nigdy nie śniło mi się, że będę robić przedmiot o tak dziwnym przeznaczeniu.
Właściwie poszkliwić tylko miałam i wypalić. Miseczka z surowej gliny na żywe robaki. Była zbyt szorstka, w związku z czym robaki z miseczki uciekały. Pewien Kameleon był zatem coraz chudszy i coraz smutniejszy. I tu moja rola - miałam miseczkę poszkliwić, tak żeby robakom się uciec nie udało. Na zielono.



Miseczkę obejrzałam. Była już udekorowana - jak mi się wydawało po wstępnie świdrujących wątpliwościach - czarnym szkliwem. Mała, podobna do dekoracji, które się wkłada do akwarium. Wsadziłam na 1050 i poszłam spać. Rano obudził mnie straszny chemiczny smród. Odnalazłam w odmętach dymu stygnący piec. Nie wiedziałam co się dzieje. Mimo że termostat pokazywał 900 - zajrzałam do środka. I nic niepokojącego nie dostrzegłam. Oprócz dymu. Musiałam piec zamknąć i spokojnie czekać na całkowite wystygnięcie, co by mi nic nie popękało przez zbyt gwałtowne ochłodzenie. Czekałam do wieczora snując hipotezy i wietrząc mieszkanie na zmianę i jednocześnie. Już wiedziałam, że winna jest miseczka Kameleona. Ale nie wiedziałam, czy miseczkę znajdę i w jakim stanie. Bo może to materiał sztuczny, dobrze udający glinę i spalił się doszczętnie. A może to gips i wyciągnę kupkę proszku a pozostałe poszkliwione rzeczy będą całe w tym pyle.. No ale niemożliwe - skąd byłby wtedy ten dym i ten smród?
Okazało się, że winna jest farba, którą częściowo pokryta była miska. Zjarała się na proszek. Zielone szkliwo które było w tych miejscach gdzie ta farba - zniknęło całkiem.
Ciekawe, bo tej farby było naprawdę niewiele - parę maźnięć ledwie. A smród jak z zakładów chemicznych Police.


Miseczka do poprawki. A ja mam nauczkę, żeby się następnym razem przy dziwnych zleceniach porządnie zastanowić. I nie wsadzać do pieca niczego, co budzi wątpliwości.

15 stycznia 2011

Pracownia tonie - znak, że zbliża się wiosna.

No właśnie - wiosna w styczniu. Ja tam wierzę, wszystko wokoło wiośniane, ptaki w ogrodzie świergolą, a na pracownię spadają plagi.
Odwiedziłam rano swoje najnowsze wyroby celem sprawdzenia, czy dobrze schną, czy aby pęknięć wymagających pilnej interwencji nie ma i czy aby znów jakaś rzeźba nie chciała dokończyć żywota.. Wchodzę - i płynę. Moje piękne linoleum unosi się na powierzchni wody, jak tratwa. A więc jednak. A więc znowu. Nie przyzwyczaję się.
Nigdy nie wierzę w powodzie, choroby i inne nieszczęścia, mimo że przecież przechodzę przez takowe regularnie. Powinnam więc być przygotowana - mieć Panadol w apteczce dla Córki, w razie czego Olfen i Ketonal na mój biedny kręgosłup a nade wszystko powinnam mieć czystą piwnicę. Bez kartonów z zawartością przeszkadzającą w części mieszkalnej, bez ubrań do oddania, bez zabawek do przebrania, bez mebli do skręcenia w wolnej chwili. Powinnam mieć pralnię, w której jest nieco mniej niż 7 wsadów czekających na upranie, z którymi teraz muszę się na gwałt uporać. Powinnam przede wszystkim mieć wybite studzienki do których w razie draki można włożyć pompę. Radio o powodziach trąbi.. Się słucha, że rzeka wysoko, no ale kto by tam wierzył, że rzeka wejdzie do domu.
Przy ewakuacji pracowni i piwnicy dźwignęłam za dużo i mnie połamało. I leżę. I jęczę. O wizycie u stosownego lekarza udałam, że zapomniałam w czasie, gdy mój kręgosłup miał swój najlepszy okres. Gdyby głupota mogła latać moja wdzięczna stópka nie dotknęłaby ziemi.


Rozbawić  mnie w tej sytuacji  mógł wyłącznie niezawodny Panwaldek, którego wysłałam po szynkę dla Córki (tylko ona je szynkę). Kto moje dziecko widział, ten wie, że chude jest jak siódma córka stróża. Panwaldek natomiast wrócił z zakupów z szynką light :)


Nie udało mi się zrobić zbyt dużo nowego, powódź to tylko jedna z plag - musiałam być w innych miejscach i okolicznościach niż pracowniane, były też fantastyczne warsztaty z zerówką ze szkoły z dinozaurem. Ale kilka nowych figur jest, jak zawsze - na wszelki wypadek sfotografowanych przed wypałem. Wieczorkiem wstawię.