Oferta
- Sprawdź ofertę zajęć ceramicznych
14 marca 2011
A Pracownia wygląda tak
Brakuje tu tylko koła garncarskiego. które - jako najbardziej brudogenne - jest ciągle w piwnicznej części pracowni. Część warsztatowa przeniosła się do galerii, całość wygląda tak:
Dla tych, co nie używają Facebooka
Bo Ci, co są na FB już dawno widzieli, jak wyszły pokolorowane rzeźby z tej notki (klik).
Kot był za gruby i nieco spękał, został wygnany na ogród. Kolor w wyniku eksperymentu uzyskał musztardowy. Zdjęcie kiedyś. Jeszcze Diablica:
Jednoskrzydły jest do wzięcia, reszta sprzedana. Muszę sobie koniecznie zrobić kolejną perłę. Bo za taką w mojej kolekcji robiła Bogini (ta z pióropuszem).
Kot był za gruby i nieco spękał, został wygnany na ogród. Kolor w wyniku eksperymentu uzyskał musztardowy. Zdjęcie kiedyś. Jeszcze Diablica:
Jednoskrzydły jest do wzięcia, reszta sprzedana. Muszę sobie koniecznie zrobić kolejną perłę. Bo za taką w mojej kolekcji robiła Bogini (ta z pióropuszem).
8 marca 2011
eksperymenty
Eksperymenty - póki co - nieudane.
Zawsze kręciły mnie duże sztuki, odkąd zaczęłam rzeźbić. Wielkość pieca mnie hamuje - postanowiłam zrobić coś dużego i wypalić w piecu papierowym. Niestety, po kilkugodzinnej zabawie z konstrukcją, po zrobieniu gliny włóknistej (dodanie celulozy - w tym wypadku papierowe tekturki po jajkach, namoczone na noc i zmiksowane), po posmarowaniu konstrukcji pierwszą i drugą warstwą błota gliniano-włóknistego, zorientowałam się, że użyłam gliny gładkiej, zamiast szamotowej. Pomyliłam worki. Nie wiem, jakim cudem nie spostrzegłam się wcześniej. Rezultat byłby taki, że półtorametrowa rzeźba wypalana żywym ogniem potrzaskałaby w tysiącach miejsc, po prostu rozniosłoby ją w proch i pył. Zatem dzisiejszy dzień rozpoczęłam od spłukania z konstrukcji tego, co pieczołowicie na nią naniosłam wczoraj. Wyglądałam, jak gliniano-włókniste przedłużenie rzeźby. Oczywiście zdeformował się z lekka mój zamysł, ale nie przywiązuję do tego tak wielkiej wagi, jak wczoraj - działanie "wypalana żywym ogniem rzeźba ceramiczna" odkładam na półkę - "eksperyment". Dziś zaleję wodą glinę z szamotem, jutro zmielę i zmieszam z pulpą papierową. Czy po wypale nie spęka przez dodatek gliny włóknistej? Zobaczymy. Nie ma na ten temat nic w podręcznikach, nie ma nic w sieci. Najgorsze, że żeby się przekonać, muszę czekać. Pewnie z 10 dni, od dzisiaj. Co by wyschło.
Następne nieudane eksperymenty, to wypały raku w piecu c.o. Szkliwo się najwyraźniej spala, nic kolorowego nie zostaje na przedmiotach, część szkliwa się złuszcza do gołej gliny. Why?
Za to nauczyłam się robić gwizdki. Jeden poległ w piecu, rozerwało go, zupełnie nie wiem dlaczego.
Ogólnie - poznaję cienie tego zawodu. Może zbyt mało wiedzy, praktyki, żeby uzyskiwać przewidywalne efekty. Mój ogromny zapał zderza się z mizernymi rezultatami. Czy naprawdę muszę być stara, siwa i pomarszczona, żeby być doświadczonym ceramikiem? Poza tym chodzę brudna, mam poszarpane paznokcie i skóra mi pęka na rękach. A mój towarzysz życia proszony o zakup niespodzianki (z okazji dnia kobiet), który miałby świadczyć o jego do mnie miłości, pyta: :"To worek gipsu Ci kupić?". Poza tym, ciągle nie mam aparatu godnego mych prac, potrzebuję dwustu cegieł szamotowych i w ogóle chyba to rzucę.
Z plusów - glina włóknista jest idealna do toczenia. Można uzyskać milimetrowe ścianki, no rewelacja!
Plus drugi: zorientowałam się, że toczę jak leworęczna, przy kierunku obrotów dla praworęcznych, zmiana obrotów sprawiła, że wychodzą mi fajne, równe naczynia. Dlaczego toczę jak leworęczni i jest mi z tym super - nie mam pojęcia.
Zawsze kręciły mnie duże sztuki, odkąd zaczęłam rzeźbić. Wielkość pieca mnie hamuje - postanowiłam zrobić coś dużego i wypalić w piecu papierowym. Niestety, po kilkugodzinnej zabawie z konstrukcją, po zrobieniu gliny włóknistej (dodanie celulozy - w tym wypadku papierowe tekturki po jajkach, namoczone na noc i zmiksowane), po posmarowaniu konstrukcji pierwszą i drugą warstwą błota gliniano-włóknistego, zorientowałam się, że użyłam gliny gładkiej, zamiast szamotowej. Pomyliłam worki. Nie wiem, jakim cudem nie spostrzegłam się wcześniej. Rezultat byłby taki, że półtorametrowa rzeźba wypalana żywym ogniem potrzaskałaby w tysiącach miejsc, po prostu rozniosłoby ją w proch i pył. Zatem dzisiejszy dzień rozpoczęłam od spłukania z konstrukcji tego, co pieczołowicie na nią naniosłam wczoraj. Wyglądałam, jak gliniano-włókniste przedłużenie rzeźby. Oczywiście zdeformował się z lekka mój zamysł, ale nie przywiązuję do tego tak wielkiej wagi, jak wczoraj - działanie "wypalana żywym ogniem rzeźba ceramiczna" odkładam na półkę - "eksperyment". Dziś zaleję wodą glinę z szamotem, jutro zmielę i zmieszam z pulpą papierową. Czy po wypale nie spęka przez dodatek gliny włóknistej? Zobaczymy. Nie ma na ten temat nic w podręcznikach, nie ma nic w sieci. Najgorsze, że żeby się przekonać, muszę czekać. Pewnie z 10 dni, od dzisiaj. Co by wyschło.
Następne nieudane eksperymenty, to wypały raku w piecu c.o. Szkliwo się najwyraźniej spala, nic kolorowego nie zostaje na przedmiotach, część szkliwa się złuszcza do gołej gliny. Why?
Za to nauczyłam się robić gwizdki. Jeden poległ w piecu, rozerwało go, zupełnie nie wiem dlaczego.
Ogólnie - poznaję cienie tego zawodu. Może zbyt mało wiedzy, praktyki, żeby uzyskiwać przewidywalne efekty. Mój ogromny zapał zderza się z mizernymi rezultatami. Czy naprawdę muszę być stara, siwa i pomarszczona, żeby być doświadczonym ceramikiem? Poza tym chodzę brudna, mam poszarpane paznokcie i skóra mi pęka na rękach. A mój towarzysz życia proszony o zakup niespodzianki (z okazji dnia kobiet), który miałby świadczyć o jego do mnie miłości, pyta: :"To worek gipsu Ci kupić?". Poza tym, ciągle nie mam aparatu godnego mych prac, potrzebuję dwustu cegieł szamotowych i w ogóle chyba to rzucę.
Z plusów - glina włóknista jest idealna do toczenia. Można uzyskać milimetrowe ścianki, no rewelacja!
Plus drugi: zorientowałam się, że toczę jak leworęczna, przy kierunku obrotów dla praworęcznych, zmiana obrotów sprawiła, że wychodzą mi fajne, równe naczynia. Dlaczego toczę jak leworęczni i jest mi z tym super - nie mam pojęcia.
2 marca 2011
Zestaw nie tylko do sushi vol. 2. Kamionka
Zaległości ciąg dalszy: tu jeszcze walentynkowo.
Sklinkieryzowana glina czerwona, czyli kamionka, szkliwiona tzw. efektem, który w założeniu daje niebieskie plamki na czerwonym tle. Tutaj wyszło piegowato po prostu.
Taca, czy też duży talerz pękł na środku w czasie wypału na ostro ze szkliwem. Nie mogę dojść powodu, wszystko było zgodnie ze sztuką i chyba nawet udało mi się powstrzymać przed zaglądaniem do pieca w czasie, gdy wypalane przedmioty świecą. A to nie łatwe :)
Autor:
Unknown
o
19:55
Zestaw nie tylko do sushi vol. 2. Kamionka
2011-03-02T19:55:00+01:00
Unknown
glina czerwona|kamionka|miseczka|zestaw do sushi|
Comments
Etykiety:
glina czerwona,
kamionka,
miseczka,
zestaw do sushi
Puszka cacuszko
Pudełeczko z jasnej gliny szamotowej. Szkliwo zielone, błyszczące, czego nie widać chyba na zdjęciach. Już dawniejsza praca, ale ciągle na stanie.
I druga z serii
I druga z serii
Wyrzeźbiłam też bardzo dawno temu zawieszkę z logo pracowni, ale chyba nie było jej tutaj jeszcze:
Autor:
Unknown
o
19:41
Puszka cacuszko
2011-03-02T19:41:00+01:00
Unknown
do zawieszenia|jasna glina|płaskorzeźba|pudełko|szamot|
Comments
Etykiety:
do zawieszenia,
jasna glina,
płaskorzeźba,
pudełko,
szamot
Subskrybuj:
Posty (Atom)